MENU.. . .:Strona główna..Nasz album..Historia..Nasi nauczyciele..Rózności. ..

  • 23-24 IV '97

  • Egzaminy, cóż jak to egzaminy... Wszyscy mieli jak to się mówi "pełne pory". Na szczęście się udało; Najpierw język polski, potem matematyka... koszmar. Na szczęście bardzo miłe towarzystwo naszych przyszłych nauczycieli dodawało nam otuchy. Ale co dalej...

  • 1 IX '97

  • Inauguracja roku szkolnego. Nowe nadzieje, nowe zawody, strach i ból. Nasza piętnastka, a raczej trzydziestka, wkracza w nowy rozdział swojego życia. Nasza historia nieoderwalnie łączy się z równoległą - klasą KS; pod dowództwem Krzysztofa Syty. Zastraszani na każdym rogu szkolnego korytarza, kryjemy się, aby któryś z nauczycieli nie dostrzegł nas przypadkiem bez marynarki szkolnej z charakterystycznym i unikatowym emblematem logo szkoły. Jedyną nadzieją jest dla nas ks. dyr. Piotr Jankowski, który próbując podtrzymać nas na duchu cytuje swoje ulubione cztery słowa, które z czasem śniły się nam po nocach. Były dla nas tak ważne jak słowa modlitwy, lub co najmniej hymn narodowy: "...WSZYSTKO W SWOIM CZASIE...". [. ..w kościele.. .]

  • 20-24 IX '97

  • Kilkanaście dni później - Mikoszewo. Po kilkugodzinnej jeździe autobusami komunikacji miejskiej i (dla wtajemniczonych) małych waśni z "burakami", dojechaliśmy na miejsce. Nie mieliśmy w zamiarze spotkać tam monstrualnych budowli z okresu gotyku i... tak też się nie stało. Ważne, że nie było grzybów pod prysznicem! Od morza dzielił nas dystans pięciu minut :-), lecz omal nie zdążyliśmy na obiad, który miał miejsce 45 minut po naszym wyjściu. Mimo to... było cudownie; nikt nie zapomni tych podchodów nocą; tych ognisk; śpiewu ptaków; niewypałów z II Wojny Światowej w lesie. Na szczęście po kilku zajęciach z panią pedagog Olą Kozińską, powróciły nam siły do wzięcia udziału w dalszych częściach obozu rozpoznawczego. "... Zajączek nr 7 wzywa zajączka nr 15..." ... Na szczęście wróciliśmy cali i zdrowi, zresztą ku powszechnemu zdziwieniu szerokiego grona pedagogicznego. [. ..ks.dyr.+Łoli.. .][. ..basket.. .][. ..dziewczyny.. .]

  • 1 X '97

  • Pierwsza zabawa taneczna z okazji "dnia chłopaka". Jedyna, w owym czasie, możliwość na "wyszumienie się" w t.zw. szkolnym gronie. Jest czas na na odreagowanie po codziennych zmaganiach. Na szczęście nikt nie ucierpiał podczas przyjmowania różnych dziwnych pozycji. Następnego dnia... znowu szkoła.

  • 18 X '97

  • Tego oto dnia Marcin Łoli Łoszyński jako wybrany przez komitet klasowy :) reprezentant klas pierwszych wziął udział w Wojewódzkich Igrzyskach Młodzierzowych w biegach przełajowych. W tym oto czasie rozpoczął naszą złą passę na arenie ogólnopowiatowej.

  • 18 X '97

  • Pierwsze (za naszej kadencji) ognisko dla rodziców oraz nauczycieli odbyło się w parku parafiałnym znajdującym się za kościołem P.W. Św. Józefa. Były kiełbaski, gitara, plastikowe kubeczki... Czego jeszcze do szczęścia potrzeba? [. ..ognisko.. .]

  • 24 X '97

  • Wreszcie się doczekaliśmy! Ani mróz, ani tym bardziej nudne wykłady pana strażnika nie powstrzymały nas od dokładnej penetracji nowootwartego "Składowiska odpadów komunalnych". Mimo wszystko była to bardzo kształcąca i interesująca podróż. Szczególnie, że odbywała się w godzinach lekcyjnych. [. ..grupa.. .]

  • 19 X '97

  • W tym oto czasie nieszczęna klasa II próbowała przyjąć nas do społeczeństwa szkolnego. Pod dowództwem p. Janusza Kensika wprowadzili nas do tzw. "Karczmy Rzym". Po krótkim "przedstawieniu" a raczej odczytaniu pięciominutowego dialogu zaczęło się! Pierwszoklasiści poddani zostali zbiorowemu pojeni hektolitrami mleka a na dodatek zadawali nam durne pytania. Pomimo wielkiej plamy jaką dała ówczesna druga klasa (także dosłownie - sprzątaczki pół nocy ścierały mleko z podłogi) było bardzo miło. Prócz pieczątki KOT na czole, dostaliśmy również świadectwa przynalerzności do społeczności szkolnej KLO. Dodać trzeba, że miały one format A2 i posiadały liczne hieroglify pisane węglem, których do tej pory nikomu nie udało się rozszyfrować. Otrzęsiny (czy jak kto woli "darcie kotów") były bardzo miła impresą, która każdy z nas na pewno zapamięta na długie lata. Wszystko to dięki hektolitrom mleka, które każdy z nas wypił i misternie przyrządzonym ogonom jawiącym się jako przedmiot kultu starszych kolegów. "Darcie kotów" nie ma nic wspólnego z satanistami, Jest to raczej rubaszna biesiada połączona z frywolnymi hulankami popularnych "kotów". Widowisko to ma na celu zrobienie z "siersciuchów" pełnoprawnych uczniów KLO. Dlatego też towarzystwo przyjaciół zwierząt nie miało żadnych zastrzeżeń. Tamta niezapomniana noc to prawdziwy "szoł Kurzyka", który jako Pan Twardowski raz to gubił wąsy, by po chwili je przykleić. Ze szkolnej kawiarenki wyszliśmy wówczas bogatsi o nowe dośwaidczenia. Więmy np. e mleko pije isę z płaskieog talerza i tylko na kolanach. Jak się okazuje chrzest nie był w naszym przypadku czymś strzsznym. Każdy musiał to przjść. [. ..diabły.. .]

  • 6 XI '97

  • Kolejna zabawa szkolna! Jak zwykle brakowało tylko dwóch rzeczy: płyt z muzyką taneczną i ludzi. No cóż, być może to poprawi się w najbliższym czasie.

  • 8 XI '97

  • Z tyłu widać słabiutkie efekty naszej pracy z farbami...zawsze jednak w klasie jest bardziej wesoło, gdy ściany są pomalowane...nawet byle jak. Teraz, po latach na pewno zrobilibyśmy to lepiej... choć kiedyś można było na tym "oko powiesić''... [. ..malarze.. .]

  • 15-16 XI '97

  • Był to nasz pierwszy wyjazd z ludźmi z całego "Katolika". Podczas niego nawiązywaliśmy wiele przyjaźni, które przetrwały do dziś. Od tamtego momentu wszystkie podobne wyjazdy cieszyły się niesłabnącą popularnością. Dzień na Jasnej Górze wypełniały przede wszystkim modły, najczęściej w zimnym kościele, ale i tak trwała gorąca atmosfera. Po "obowiązkowym" zwiedzaniu miasta (zwłaszcza McDonald'sa i Empiku) i apelu jasnogórskim następowała noc. Nocy tej nikt nie spędzał na spaniu, co nie bardzo podobało się siostrom zakonnym. Jak zwykle zasady koedukacji były prawnie zakazane, ale jak każdy młody uczeń wie, takie prawo ustala się by je umiejętnie nagiąć. Ogólnie rzecz biorąc, wszyscy, choś zmęczeni z tej wycieczki wrócili bardzo zadowoleni. [. ..Ks. Jerzy.. .]

  • 18 XII '97

  • Jasełka - Anno Domini MCMXCVII
    Gwoli szkolnej tradycji
    KS-EŁ'ki szopkę wystawili.
    Jasełka pięknie odegrane
    długo były oklaskiwane.
    Ogromna w tym zasługa Józefa śniętego,
    kóremu zabrakło powietrza świeżego. [. ..jasełka.. .]

  • 6 XI '97

  • Sylwek u Kuby był pierwszą klasową imprezą, którą spędziliśmy z różnych względów w okrojonym gronie... Nie zabrakło niespodziewanych gości, jak Natasza i jakaś niezbyt ponętna panna o obłych kształtach. Całą noc spędziliśmy przy sympatycznych rozmowach i wspólnej zabawie do "białego rana".

  • 18 II '98

  • W drugim półroczu I klasy przywitaliśmy nowego ucznia zwanego pieszczotliwie "Adasiem". Ten nieśmiały chłopczyk już po kilku dniach okazał się być bardzo dobrym uczniem, pasowała mu także rola klasowej maskotki. Czasem trudno zrozumieć jego mowę, czy notatki... ale ten typ tak ma i dobrze o tym wiemy. Zawsze mogliśmy liczyć na jego pomoc i spokój, który zawsze łagodził wszelkie konflikty. Dzięki takij właśnie postawie Adam zyskał sympatię wielu ludzi. Adaś to "barkujące ogniwo", które znalazło się baardzo szybko. Dzięki niemu nasza klasa była doskonała. [. ..Adam.. .]

  • 19 II '98

  • Zabawa taneczna - kolejna "udana" dyskoteka w naszej, jakże cudownej szkole.

  • 21 II '98

  • Biesiada, biesiada to niezła zabawa... Karnawał 98 miał przynieść kolejną zabawę rodziców i nauczycieli KLO w Chełmnie. Niestety styczniowa zabawa w Grubnie nie doszła do skutku... Nie oznaczało to wcale, że nie ma chętnych na karnawałowe szaleństwo. Kolejne tygodnie mijały, zbliżał się koniec karnawału. Był to ostatni dzwonek, żeby się spotkać, miało to być małe śledzikawe spotkanie towarzyskie. "A może dołączyć do II Chełmińskiej BIesiady" w Małem Czystem odzew był natychmiastowy: "Idziemy". Lista chętynych zwiększała się. Nadeszła sobota 21 II 1998r. O umówionej godzinie w szampańskich humorach ruszyliśmy z "mandatem delegata" w dłoni do Małego Czystego. Ok 20.00 przed mała wiejską szkoła panował gwar. Niebo rozświetlały srebrzyste gwaizdy i księżyc. Naokół panował zimowy jeszcze chłód. Roześmiani i zaciekawieni cała grupą ruszyliśmy na salę balową. I tutaj zostaliśmy rzczywiście zaskoczeni ilością zastawionych papierowymi obrusami stołów. na których królowały plastikowe kubku i talerzyki. Zapowaodała się "niezła zabawa". "Potulnie" usiedliśm y na wyznaczonych miejscach. Wśród licznych gości niewielu było naszych. Wszystkich wchodzących na salę "katolików" witaliśmy okrzykami radości. Grupa nasza okazała się dosyć pokaźna, na czele ks. Dyrektor za nim kilkunastu nauczycieli i kilkudziesięciu rodziców ale na sali wśród kilkuset tancerzy, było nas całkiem mało! Na przekór wszystkiemu postanowiliśmy się swietnie bawić. Kiedy zagrała muzyka, ruszyliśmy na parkiet. Humory dopisywały. Niezłą atrakcją okazała się zapowiedziana wcześniej biesiada, żywiołowe tańce tańce zesopłu ludowego "Kundzia", przyśpiewki, muzyka i stroje wprowadziły nastrój prawdziwei ludowej zabawy. Bawiliśmy się znakomicie, choć byli tacy co mieli zwarzone humory (ci nie dotrwali do białego rana). Nie byłaby to prawdziwa biesiada, gdyby nie było wspólnego śpiewania znanych ludowych piosenek. I tak w ciągu tej ostatniej karnawałowej nocy w Małem Czystem słychać było znane "Hej sokoły", "Obozowe tango", "Czarne oczy", cygańskie "ore, ore" i przebój tej biesiady "Miała baba kopyta". Organizatorzy zadbali również o to, żeby biesiadnicy wybrali swoją królową balu. Najatrakcyjniejsze dziewczyny ruszyły odważnie na parkiet. Godziny mijały szybko, humory poprawiły się jeszcze bardziej. Na parkiecie można było obserwować wspólne tańce, hulanki swawole. Nad ranem, zadowoleni i zmęczeni wracaliśmy do domów. Tylk obolące gardła i opuchniete podeptane w tańcu nogi przypominały jeszcze długo, że byliśmy na wiejskiej zabawie w Małęm Czystem [p. Sabina Janiszewska]

  • 4 III '98

  • Dni otwarte UMK, na których mieliśmy nieskromną przyjemność gościć.

  • 10 III '98

  • Tragedia w szkole! Ks. Jurek - inwalidą!
    No cóż stało się, ks Jurek złamał nogę. Nie wyglądało to najlepiej, tak noga jak i sam ksiądz, zresztą wystarczy spojrzeć na zdjęcie. [. ..Ks.Jurek.. .]

  • 10, 11 i 14 III '98

  • Te trzy dni w Grubnie zastępowały nam cały rok nauki P.O. i wszyscy byli raczej zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Lecz wcale nie było tak łatwo jak to się mogło wydawać, kilka godzin dziennie bardzo intensywnej nauki może zmęczy+ każdego. Zajęcia, twardą ręką prowadziła pani Beata Wenda, którą zresztą wszyscy bardzo polubili. Najpierw przelaliśmy do zeszytów ogromny zasób wiedzy teoretycznej, a następnie przeszliśmy do niezwykle atrakcyjnie zapowiadającej się części praktycznej. Na stanowczą komendę "Maski p. gaz. włóż", wszyscy zamieniali się w urocze słoniki i biegali dookoła boiska, nie obyło się także bez OP1 i OP2, w które mieli okazje ubrać się niektórzy wybrańcy losu. Nie ominęło nas także krótkie przygotowanie do wakacyjnego obozu P.O. - bandażowanie. Na koniec dobra wiadomość - wszyscy zaliczyli. [. ..w OP1.. .][. ..słoniki.. .]

  • 20 III '98

  • Miał to był sprawdzian możliwości najlepszych ścisłowców szkoły. Jak wypadły wyniki - zainteresowani wiedzą. Opiekę nad około 20 - osobową grupą sprawował pan Kaliszer, który niestety nie wykazał zrozumienia dla trochę niedouczonych osobników. Atmosferka jednak sprzyjała głośnym dywagacjom, co niektórych uczniów. Po dość mizernym "występie" pozostaje mieć nadzieje, iż przyszły rok przyniesie sukces.

  • 5 V '98

  • Wycieczka po Chełmnie.
    Matura tuż, tuż a znami nie ma cozrobić. Nasz wpaniały ks. Dyrektor zorganizował nam wycieczkę po Chełmnie pod przewodnictwem pana Jana Murzyna profesora od historii sztuki. Głównym celem tej wycieczki było zaznajomienie się z zabytkami chełmińskimi. Planowo mieliśmy wyruszyć o godzinie 9.00 ale było kilka minut spóźnienia, no i cóż, nie wszyscy magą zegarki. Usało się. Wyruszyliśmy, wszyscy z niecierpliwością czekali na wiadomości, którymi podzieli się z nami nasz profesor. Idziemy wzdłuż murów obronnych, pan Murzyn zwraca uwagę na charakterystyczne ułożenie cegieł, ale nie wszystkich to interesuje. Jeszcze tylko kilka fotografii upamiętniającyh nasz pobyt w tym pięknym miejscu, no i idziemy dalej. Nasza pielgrzymka zatrzymała się przy ratuszu, dgdzie mieliśmy później czas wolny. Można było sobie "wyskoczyć" na hamburgery lub coś podobnego. Po 45- minutach zebraliśmy się znowu na rynku. W ratuszu pani przewodnik oprowadziła na s po każdej sali znajdującej się w ratuszu. Zadawała nam pytania, na które bez problemu odpowiadaliśmy. pan profesor, także postarał się o klucze do kościoła Świętych Piotra i Pawła, w którym nie odbywają się żadne nabożeństwa. Wszystko skończyło się szybko, radość zapanowała w naszych sercach... [Arek K.] [. ..pod ratuszem.. .]

  • 23 - 24 V '98

  • Rajd samochodowy
    W sobotnie przedpołudnie, gdy na niebi ebyło sporo chmur, grupa zapaleńców turystycznych spotkała się przy szkole. O godz 9.00 rozpoczął się Rodzinny Rajd Somochodowy. Uczestniczyli - rodzice, nauczyciele, uczniowie i pozostali członkowie rodzin. Kawalkada samochodów (14 pojazdów) wyruszyło z Chełmna do Gniewu. Prowadził ks. dyrektor i ku wielkiemu zaskoczeniu jechał bardzo umiarkowanie. Po drodze część uczestników się pogubiła, ale w końcu wszyscy dotarli do zamku w Gniewie. Przy wielkich przeciągach zwiedzaliśmy przeszłość Krzyżaków - częściowo pięknie odrestaurowana, a częściowo w ruinie. I tak przez ok 1,5 godziny. Zatem czas na lunch. Cała "feraina" rusza więc na podbój rynkowych kawiarenek i pizzeri. PO pocieszeniu jelit ruszyliśmy dalej do Pelplina. Tutaj kolejny etap spotkań z historią. Na początku Muzeum Diecezjalne wiele eksponatów z kościołów i kaplic przydrożnych, a nade wszystko Księga Guttenberga. Po zachwycie muzealnym podziwialiśmy katedrę. Przepiękny wytwór ludzkiej mys li. I czas jechać dalej. Przez Stargard Gdański do Czerska, a dalej do Fojutowa. Tu kolejny obiekt podziwu. Akwedukt dzięki któremu rzeka przepływa pod kanałem. Jest to wielka ciekawostka architektoniczna. I po tych wszystkich przeżyciach dotarliśmy do Tlenia, miejsca odpoczynku i noclegu. Na kampingu już na nas czekali ci którzynie mogli wyruszyć z nami w tę dość długą drogę. W tleniu czas biegł róweni szybko. Kawa ciastko, koszykówka, siatkówka, rozmowy, piłka nożna, karuzela, spacery etc. Wieczorem z kolei był czas na ognisko z kiełbaskami. I tak do późnych godzin nocnych... W niedzielę przywitał nas deszcz, ale szybko się uspokoił. Mogliśmy więc spokojnie wziąć udział we Mszy św. w plenerze, którą odprawił ks. Piotr. Po mszy, jak w domu, czas na kawę i ciastko. A w południe wielki mecz w siatkówkę - młodzież kontra starsi. Pierwszy set dla młodzieży. Trzy koleine dla rodziców i nauczycieli. I tak w rodzinnej atmosferze spędziliśmy czas aż do popołudnia. Aż żal bylo się rozjeżdżać. Jedno jest jednak pewne - we wrześniu rodzinne wybieramy się na rajd w Bieszczady.] [. ..Ks.Piotr.. .][. ..zamek.. .]

  • 6 VI '98

  • Turniej uliczny w koszykówkę
    Dwie drużyny z naszej szkoły uczestniczyły w turnieju Streetballa, czyli tak zwanej koszykówki ulicznej. Niestety rzadnej z drużyn nie udało się awanswać do finały, ale obie walczyły dzielnie. Oto składy: "Obieraki do kartofli" - Przemek Janiszewski, Tomek Jeziorski, Marcin Łoszyński, Arek Kruczkowki [KS] Druga drużyna "Buraki": z klasy EŁ Adam Gzella, a poza tym Łukasz Świebodziński, Jakub Jagodzinski i Miłosz "Johny" Pachul. [. ..drużyna#1.. .][. ..rzut.. .]

  • 15 - 17 V '98

  • Tradycyjne na konieć roku szkolnego wyruszyliśmy odpocząć. I znowu do Tlenia. Namioty rozstawiliśmy w ośrodku PTTK. W porównianiu z latami poprzednimi jest nas już spora gromadka. Razem z nami wypoczywali - p. Ola Kozłowska, p. Krzysztof Syta, p. Jan Kensik. Pojawiał się, jak zwykle i znikał Ks. Dyrektor. Nie zabrakło również Ks. Jerzego - Prefekta. czas po ciężkich bojach o oceny wypełniliśmy po brzegi... lenistwem. Spania do oporu, później spanie i ... Nie, nie było tak źle. Były chwile sportu, gorzej z kąpielą w jeziorze. Pogoda bowiem nam zbyt niedopisała. Ale ogólnie było świetnie. Aż miło pomyśleć, że po takim biwaku wraca się do szkoły tylko po świadestwo i wakacje. I jeszcze jedna istotna sprawa - poznalaliśmy się lepiej, szczególnie klasy starsze z odchodzącymi wyżej Pierwszakami.

  • 18 VI '98

  • W tym oto dniu ubyła nam, jakże ważna część naszej klasy. Niestety straciliśmy Jolę Szerechan, która niezaliczywszy języka łacińskiego przeniosła się do ogólniaka, na całe szczęście otrzymawszy promocję do następnej klasy. Mimo wszystko reszta klasy cieszyła się z nadchodzących wakacji...
    [. ..Jola Szerechan.. .]

  • 19 - 28 VI '98

  • Obóz PO Słowacja
    W piątek 19 czerwca 1998 roku, my, czyli absolwenci pierwszych klas KLO, wyjechaliśmy na obóz przysposobienia obronnego. Do Slovenskiego Raju wraz z nami wyjechali wychowawcy w składzie - p. Elżbieta Łuczak, p Beata Wenda oraz ks. Dyrektor. Wyjazd był o 3.30 z Torunia, gdzie wszyscy stawili się punktualnie. Odbyło jeszcze pożegnanie z rodzicami i nastąpił moment odjazdu. Droga była męcząca, za oknem świtało, a w śwaidomości kilka przesiadek. Na miejsce dotarliśmy około godziny 16.00. Zmęczeni i głodni natychmiast dostaliśmy pyszny posiłek przygotowany przez panią Urszulę Neumann. Po obiedzie czas wolny. I niby wszyscy tacy zmęczeni, a spali tylk onieliczni. Część z nas poszła oglądać mecz połki nożnej [okurat odbywały się turniej FRANCE 98], inna część grała z ks. Piotrem w Chinczyka. Sobotnie przedpołudnie wypełnione było nauką PO z panią Beatą Wendą. nauka była dosyć ciekawa, gdyż poznaliśmy zasady udzielania pierwszej pomocy. Wtedy to właśnie zostaliśmy podzieleni na duże grupy. Po obiedzie poszliśmy na spacer. Wtedy to po raz pierwszy doceniliśmy tamtejsze piękno górskich krajobrazów. Wieczór był czasem wolnym i pozwalało to zagospodarować go indywidualnie. W niedzielę ruszyliśmy na pierwszą poważną wyprawę po slovackich górach. Była to wycieczka pełna emocji i wrażeń, trwała ok. 7 godzin. Po powrocie byliśmy zmęczeni, ale i tak nie zyśleliśmy o spaniu. Najpierw uczestniczyliśmy we mszy świętej odprawianej przez Ks Dyrektora, a następnie w swoich pokojach opowiadaliśmy sobie o przeżyciach minionego dnia. W poniedziałek i wtorek jedna na zmianę grupami, chodziliśmy w góry lub uczyliśmy się PO lub wędrowaliśmy do Spisskiej Novej Vsi. W środę również góry i PO, a zato w czwartek niezwykle ciekawy marsz na azymut [dla Adama skończył się londowaniem w rzeczce, cóż...]. Wieczorem nasza pi erwszy sprawdzian. W piątek całodniowa wycieczka po górach, którą kilku osobników niestety nie ukończyło [powodem szerzące się przez całą slovacką wyprawę zatrucia pokarmowe, ok 90% uczestników], a także sprawdzian praktyczny z udzielanaia pierwszej pomocy. W sobotę po południu wracaliśmy już do domu. Droga minęła nam bardzo przyjemnie, a w niedziele rano byliśmy już na dworcu w Toruniu. Pobyt na Słowacji był dla wszystkich niezapomnianym przeżyciem, wielu zapragnęło tam wrócić, i niektórzy te pragnienie spełnili, ale o tym już w dalszej części naszej historii. [Adaptowany text K. Dyś]
    [. ..na drabinie.. .][. ..szt. oddychanie.. .] [. ..obiad.. .][. ..na przystanku.. .][. ..chinczyk.. .][. ..w przedziale.. .]

  • 1 - 12 VII '98

  • W tych dniach uczniowie naszej szkoły [z klasy EŁ Adam Gzella, Przemek Janiszewski i Tomek Jeziorski] przebywali w pięknym mieście partnerskim Chełmna - Hann. Munden. Opiekunem grupy był ks. Jurek. Mmieszkaliśmy w domu młodzieżowym w samym centrum miasta, weekend spędziliśmy u niemieckich rodzin. Zwiedziliśmy Getyngę, Kassel i kilka innych miejscowości. Pozanalismy wielu nowych przyjaciół i spędzaliśmy z nimi wiele czasu, było również miejsce na emocje związane z Mistrzsostwami -Świata w piłce nożnej. Wróciliśmy do Polski bardzo zadowoleni, przywieźliśmy wiele wrażeń i.....zakupów. [. ..Nasza grupa w Kassel.. .]

  • 2 - 8 VII '98

  • Anglia. W tych dniach uczestniczyliśmy w wycieczce do Londynu. Mieszkaliśmy u angielskich rodzin, a w samym mieście zwiedziliśmy wszystko co było do zwiedzenia, takie nazwy jak: Greenwich, London Tower, Big Ben, Trafalgar Square, Westmister Abbey [. ..w grupie.. .]