MENU.. . .:Strona główna..Historia..Nasz album..Nasi nauczyciele..Rózności. .. | ||
|
Rozpoczęcie roku szkolnego. | |
|
18-tka Przemka i Arka. Impreza ta nieoficjalnie rozpoczęła rok szkolny 2000/2001. Prezentem tego wieczoru był "Dodż Wajper" ukryty pod karoserią "Malucha". Okolo trzydziestu osób wyśmienicie bawiło się w nowym domku Przemka, który wraz z Arkiem gościł kolegów. Nie zabrakło tego co lubi każdy koneser polskiej kuchni, czyli kiełbasek z grilla, które lekko przypieczone przypominały wyngiel z kopalni "Niwka-Modrzejów". Na muzykę nie można było narzekać, dlatego każdy bardzo dobrze się bawił. W zabawie nie przeszkodziły również spartańskie warunki panujące w domu. Każdy, kto opuszczał lokal przyznawał, że impreza była przednia. [. ..Dodż Wajper.. .] | |
|
Był to srogi rewanż za późniejszą porażkę w kosz. Musieliśmy uznać wyższość nauczycieli, którzy wygrali 8:5. Przegraliśmy dzięki buńczucznej postawie Łolego i jego finezyjnym interwencjom. Skłamałbym jednak gdybym nie powiedział, że nie bronił groźnych strzałów. Poprostu nauczyciele są jak wino - "Im starsi, tym lepsi" | |
|
Na Słowację, do Slovenskiego Raju pojechaliśmy w nieco okrojonym składzie. Ci co dotarli na miejsce nie mogli żałować. Pomimo jesiennej poru roku, pogoda była piękna i słoneczna. Dlatego też do późnych godzin chodziliśmy po górach i podziwialiśmy piękne, górskie widoki. Slovensky Raj to magiczne miejsce, które niewiele zmieniło się od prastarych czasów. Z tego właśnie względu tamtejsze widoku na zawsze utkwią nam w pamięci. Wieczory spędzaliśmy przy ognisku i wspólnych śpiewach do akompaniamentu p. Skupniewicza, brzdąkającego na gitarce. Wyjazd w słowackie góry to wielka przygoda, która zawsze będziemy pamiętać. [. ..szał fotografowania.. .][. ..Zmęczeni wędrówką.. .][. ..dzielni drwale.. .][. ..Na Spisskim Vyhladzie.. .][. ..Jogi w dymie.. .][. ..Na drabince.. .][. ..Spissky Hrad.. .] | |
|
109:24... (i tu pojawia się śmiech) to wynik meczu pomiędzy uczniami, a nauczycielami. Nasi przeciwnicy posatwili nam wysokie wymagania, ale niestety... nie na boisku. Pokazaliśmy wiele efektownych zagrań, nie obyło się bez bloków i wsadów, alley-upów, które znajdowały uznanie nawet wśród najwybredniejszych koneserów basketu. Atmosfera pojedynku była jednak sympatyczna i nie wyśmiewaliśmy nieudanych prób zdobycia kosza przez naszych przeciwników. [. ..dream team.. .] | |
|
Tym razem ks. Jarek wystąpił w roli św. Mikołaja. Obficie wypełniona torba bokobrodego załagodziła wszelkie niesnaski i konflikty panujące w naszych szkolnych progach. Każdy dostał misternie przyozdobioną bombkę, z która uśmiechnięty od ucha do ucha pomaszerował rubasznie do domu. | |
|
Sylwek u Tomka był obficie zakrapianą imprezą, bynajmniej nie za sprawą oranżady. Tomek bardzo starał się upiększyć swoje lokum i udało mu się to całkiem nieźle. Chyba dobrze czuł się w roli gospodarza, gdyż zaskoczył nas swą gościnnością i obfitością sylwestrowego stołu. Huk bitego szkła i korki szampanów obwieściły nadejście 2001 roku. Świętowaliśmy go bardzo oryginalnie: Jogi dał pokaz jazdy swoim "Peżocikiem", my zaś jeździliśmy na sankach (z różnym skutkiem) tę bajeczną noc zakończył wyśmienity pokaz rajdowego kunsztu Łolego, który przemierzał bruki Osnowskiej w "najlepszym samochodzie na świecie". | |
|
Co tu dużo mówić... "dostaliśmy w łeb", ale nie było aż tak źle. Postawiliśmy wysokie wymagania naszym przeciwnikom. Grubno i LO to dwie dobre drużyny, choć różnica dzieląca nas od tej pary uległa zmniejszeniu. Niewiele brakowało , byśmy wygrali | |
|
Kolejnym krokiem w naszej drodze ku dorosłości była żakinada. Cała ferajna poprzebierana za mnichów, po uroczystym przemarszu przez budynek szkoły, wypłynęła na szersze wody. Pochód podążający arteriami naszej metropolii wzbudził spore zainteresowanie, tudzież westchnienia młodszych koleżanek. Naszej odwadze nie było końca. Pewni swojej pozycji, szturmem wdarliśmy się do budynku Urzędu Miasta, zaskakując nieco niooporządzonego burmistrza Jurczaka. Uwieńczeniem tego obfitego dnia była trochę mniej obficie zakrapiana biesiada w jednej z popularniejszych karczm
| |
|
Studniówka ozanczała, że do matury jeszcze sto dni! O tym jednak nikt nie pamiętał tańcząc poloneza wraz z osobą towarzyszącą. Podarte pończochy, popsute spudnice i obolałe nogi - to całe żniwo naszej zabawy, którą prowadziła grupa "Lotos". Repertuar był bardzo różnorodny. Od disco polowania i piosenek typu "zginęła kiszka", aż po kawałki Stinga. Królem parkietu niewątpliwie był pan doktor Krzysztof Syta, który "wyrywał" dziewanny aż do samego rana. Za barkiem szalała Agnieszka Szulc, która "straciła nieprzytomność" wchodząc do szaletu. Ciekawym momentami były także: tooort, tańce z wychowawcami i nauczycielami, wszyscy chwalili także jedzenie. Studniówka, była impreza bardzo udaną, co potwierdzają tak nauczyciele jak i uczniowie. Wszyscy zapamiętamy ją na długo.
| |
|
20 marca reprezentacja naszej szkoły pokazała się na międzyszkolnych zawodach w kosza. Pierwszy mecz można powiedzieć - "przerżneliśmy" z dużo lepszym tego dnia ogólniakiem. Ponad 20 punktów różnicy to przepaść, która dzieliła te dwa zestpoły. Pomimo tego walczyliśmy do końca. W drugim meczu - o trzecie miejsce, zmierzyliśmy się z ekipą LUKS Grubno. Pojedynek ten miał dziwny przebieg. Dobici wcześniejszą kleską przegrywaliśmy cały mecz, by na trzy minuty przed końcem meczu zacząć odrabiać straty, ostatecznie wygraliśmy mecz 7 punktami. Graliśmy w składzie: Przemek Janiszewski [nie miał wielu okazji do popisania się piękną asystą], Tomek Jeziorski [niestety nie zagrał jak jego David, ale coś tam rzucił], Adam Gzella [nie błyszczał skutecznością, ale wykonał jedyną w całym turnieju 'pakę'], Arek Kruczkowski [dużo zbiórek, i pięknych haków], Marcin 'Łoli' Łoszyński [uśpiony tiger, dobił Grubno], no i Krzysztof Jeziorski [nasza tajna broń, niestety nie przeszywał kosza przeciwników trójkami] | |
|
Tematy maturalne w tym roku konweniowały niemalże wszystkim przyszłym abiturientom. Ci, którzy należycie przepracowali cztery lata nie mieli większych problemów z zapowiedzią tego, co miało czekać nas za miesiąc... Były jednak wyjątki. | |
|
Razem z maturzystami z Gróbna, pod opieka ks Jarka wyruszyliśmy na nocne czuwanie dla maturzystów, które odbywało się na Jasnej Górze. Wraz z ok 1,5 tysiącem innych uczestników zjedliśmy pyszny bigosik w Dolinie Miłosierdzia i wyruszyliśmy do klasztoru. Tam wysłuchaliśmy koncertu i uczestniczyliśmy w bardzo przyjemnym czuwaniu, polegającym na śpiewaniu i słuchaniu różnego rodzaju nauk. Na koniec, ok godz. 5.00 odebraliśmy symboliczną grudke gliny i wyruszyliśmy, niestety niezbyt wygodnym autobusem do domu. | |
|
Ostatnie rekolekcje w naszej szkolnej historyi. Prowadziła je grupa z Chełmna. Były spotkania w kościele, w klasach, droga krzyżowa, msze i wiele innych ciekawych wydarzeń. Dla czwartych klas dni te kojarzą się jednak również z nauką, matura była tuż, tuż. | |
|
Nasz stadion pod wpływem obfitych opadów deszcu zamienił się w bajorko dla prosiaków, jednak to my - uczniowie i nauczyciele, wcieliliśmy się w ich rolę. Pokazawszy nienaganną technikę i wiele bajecznych akcji. PO meczu Iga chlapała się w ciepłym błotku niczym w oborniku. Widać, że "co kraj to obyczaj". Zwały brudu i kilogramy błota były tym, co pozostało po nas po meczu. humory jednak dopisywały, gdyż w końcu kończyliśmy pewien etap naszego życia... [. ..Po zdobyciu bramki.. .][. ..Andrew strzela.. .][. ..Przemek Arek Marek.. .][. ..Dzielni piłkarze.. .][. .Arek i pan doktor... .][. ..Iga i Żaba.. .] | |
|
Każdy kto wchodził do 8 maja do szkolnej auli na swój sposób próbował poradzić sobie ze stresem, który na pewno drażnił każdego maturzystę. Teraz już wiemy, żę matura pisemna to tzw. "Pikuś" i nie jest taka straszna, ja mogłaby się wydawać... Z częścią ustną niestety było różnie, ale wiem, że ci, którym powinęła się noga na pewno zdadzą to co trzeba w śierpniu. Po prostu prędzej, czy później trzeba zrobić swoje. Na pewno nastroje byłyby lepsze, gdybyśmy wszyscy pozytywnie przeszli etap ustny, ale niestety różnych względów stało się inaczej. | |
|
Tak... Wszystko zaczęło się pewnego popołudnia (warto dodać, że już po ogłoszeniu wyników matur), a zakończyło się po kilku... Hojnie oposażeni przez dobra naszej kartoflanej, tudzież żytniej natury, stanowiliśmy do pewnego momentu dość zwartą grupę. Jednakże po dość krótkotrwałej inicjacji, co niektóre osobniki wykazywały oznaki niesłychanego znużenia. Poprzez natychmiastową interwencję kolegów, do końca tej niesłychanej imprezy dotrwaliśmy wszyscy. Ciekawym zjawiskiem było to, że po ognisku pobliskie pagórki wydawały się dużo wyższe, a droga powrotna "o niebo" odleglejsza. | |
|
Zakończenie roku szkolnego i rozdanie świadectw dojrzałości. | |
|
IMPREZA | |