Kreta – wersja Izy (zdjęcia te same)

cretaintro.jpg

Wersja Adama (poniżej), jak zawsze jest w rozowych barwach, zupelnie, jakby nam nigdy zadne przygody sie nie przydazaly. Totez moje wspomnienia sa nieco inne :) Ja nie pamietam, gdzie my bylismy, a gdzie nam sie dotrzec nie udalo. Nie mam do tego glowy i tak juz chyba bedzie zawsze.
Auto bylo wiejskie na maxa, aczkolwiek potrafilo, jak chcialo pokazac, ze nie na darmo nazywalismy je ironicznie od poczatku autem ‘sportowo – terenowym’. Pewnego dnia, zdaje sie, ze ostatniego w okresie wypozyczenia, nagle dostalo takiego speeda, ze wyprzedzilismy 7 aut z rzedu (oczywiscie nie pod gore…), a nawet wlasnie pod mega wielka gore – rower. Miejsca, ktore odwiedzalismy byly raz bardziej, raz mniej fajne. Wszedzie wcinalismy musake, ktora i tak najlepsza byla w naszej miejscowosci. Zanim Adam, niczym zolwik nr 1 wygrzebal sie w lozka, to zawsze bylo juz poludnie, a co za tym idzie, zanim gdzies dojechalismy, to akurat sjesta sie zaczynala, wiec kicha, nic sie nie dalo zobaczyc tak, jak trzeba. Ale nie narzekalam nic a nic, bo ja turystow klebiacych mi sie nad glowa nie znosze.


Cala Kreta jest w kotach. Myslalam, ze lubie te zwierzaki – mylilam sie. Paskudne potwory. Malo siersci na kadlubkach, darly swoje ryjki pol nocy, żebraly za jedzeniem w paskudny sposob nieprzystajacy kotom. W sumie, zauwazylam wielka nierownowage w przyrodzie i mysle, ze powinno sie tam wpusisc jakies tysiace wielkich, wyglodnialych psow, zeby zrobily z tym talatajstwem porzadek. Fuj, kotom mowie zdecydowanie – NIE!!! I tak sa teraz dla mnie chodzaca toksoplazmoza.
Bylam przekonana, ze najemy sie przysmakow greckich za wszystkie czasy, a tu zonk. Otwieram menu, a tam: sznycel w kazdej postaci, fish & chips i spaghetti. Jakbym chciala jesc dania niemieckie, angielskie lub wloskie, to bym nie jechala na Krete w tym celu. Na pizzy z oliwkami mielismy 5 oliwek…
Adama tata, moj Drogi Tesc, narobil mi przed wyjazdem ochoty na owoce. Swieze, soczyste, pachnace… Adam zakupil przeto przysmakow prosto z drzewa i od razu po skosztowaniu jego brzoskwinia wyladowala w koszu. Gdyby mi ktos nie powiedzial, ze sliwka, to sliwka, brzoskwinia – brzoskwinia, a nektarynka – nektarynka, to bym sama na to nie wpadla. Twarde, suche, bez zapachu i smaku. I tak je wcinalam, bo lubie niedojrzale owoce, ale nie bylo to to, czego oczekiwalam. Winogron sie nie czepiam – jako jedyne byly dobre, ale takie same, to ja mam w domu.
Kolejnym koszmarem dla podniebienia byl Dinner za 50 Euro… Takich swinstw nie jadlam od wielkow. Pierwszy talerz z przystawkami byl praktycznie nie do przelkniecia. Fuj. Najgorsze byly golabki w lisciach winogron, ktore przypominaly wygladem szczurze bobki, a jeszcze gorsza byla pasta z kaparow. Po tym przysmaku nie zjadlam z talerza juz nic. Dobrze, ze drugi talerz obfitowal w miesko. Tego nie udalo im sie tak spaskudzic, choc jak dla mnie wolowina z cynamomen nie jest rarytasem. Gdyby nie owoce, ciasta i ciasteczka na koniec, to chyba bym wyszla mocno glodna.
Pogoda byla fajna. Doszlismy do wniosku, ze za nic w swiecie nie chcielibysmy sie tam znalezc w lipcu ani sierpniu. Po dwoch dniach (nieopalania sie) dostalam uczulenia na slonce. Wywalilo mi swedzace krosty na sporej powierzchni ciala, wiec o wystawianiu sie na promienie nie bylo juz mowy. Nie zaluje, bo i tak bym tego ze wzgledu na Bobika nie robila, ale co upierdliwe krosty uprzykrzyly mi pobyt, to uprzykrzyly.
Kolejna niezapomniana do teraz przygodą byla goniaca nas fala. Stalismy sobie nad morzem liczac fale, az przyszla jedna wieksza, a my, jak glupki (z nieznanych mi do teraz przyczyn) sie jej wystraszylismy. Z tego wszystkiego Adam polamal by sie na lezaku stojacym za nim, a ja smiejac sie z jego glupoty sama przywalilam noga w podest drewniany i stracilam pol paznokcia a takze prawie przytomnosc na widok krwi. Z palcem walcze do teraz, dlatego ciazko jest o tym zapomniec. Dzieki temu wiem, jak wazna jest w aucie apteczka (w naszym nie bylo).
Mimo tego wszystkiego, co sie stalo i tak uwazam, ze wypad byl udany. Przyuwazylam tylko jedengo pajaka, na jego szczescie, byl dosc daleko od naszego pokoju. Za to wiem juz, jak wyglada szarancza i skarabeusze, albo cos im podobnego.
Polecam Kreciche, a szczegolnie wypozyczenie na niej auta, bo dzieki temu nie jest nudno. Bron Boze, nie jedzcie nigdy do Knosos. Wies nad wsie! Bedziecie zalowali, ze wydaliscie 4 Euro na parking, na ktorym auto stoi w pelnym sloncu przez godzine. Po Minotaurze ani sladu, w sumie po calej atmosferze, ktora rozglaszaja przewodniki tez. Wialo nuda i tyle. No, chyba, ze ktos wyjatkowo lubi przeciskac sie przez tlumy turystow, by zobaczyc pare kamyczkow i barierek zabraniajacych wchodzic tam, gdzie byc moze jest ciekawie. (i doliczcie sobie 6 Euro za wstep)
To koniec mych wynurzen. :)
I jeszcze jedna ma uwaga… Glupi turysci niemieccy i angielscy przyjezdzaja na ta przemila wyspe tylko po to, zeby sie napalic. Myslalam, ze palenie wychodzi z mody, ze jest passe, a tu takie cuś! Gdzie sie czlek nie ruszy, zaraz mu dymem z twarz dmuchna. Niby ludzie dojrzali, ustatkowani, wyrobieni, a jednego za drugim… O lotnisku w Niemczech nawet nie wspomne. To powinno byc surowo karane. Docenilam dzieki temu dwie rzeczy: to, ze w Irlandii jest wyrazny zakaz i nikt mu sie nie przeciwstawia. Nie ma palenia w miejscach publicznych i koniec. A dwa: ze nawet w Polsce tyle sie nie pali. Jakas wieksza kultura jest pod tym wzgledem. No zeby ciezarnej dmuchac bezczelnie przed nosem, to mi sie wczesniej nie zdarzylo.

Acha – poniżej jedyny minotaur, ktorego znaleźlismy w Knossos :)
minotaur.jpg

(zdjęcia te same co na wpisie Adama)

GALERIA: Dzień 1 – Ag. Nikolaos, Sitia oraz widoki

GALERIA: Dzień 2 – m.in. Retimon i Ag. Nikolaos wieczorem

GALERIA: Dzień 3 – m.in. Knossos i Iraklion

GALERIA: Dni 4 -6: Kalimera Kriti i Sisi.

GALERIA: Kilka widoków z samolotu (dla ciekawych)

4 myśli nt. „Kreta – wersja Izy (zdjęcia te same)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>